Copyright © 2011-2024 by - +48 696 137 257

Rozbiegany Koszalin 1. poUErun - 20 lat w Unii Europejskiej

Data wpisu: 8 września 2013r., 16:00
Ostatnie zmiany: 8 września 2013r., 16:00
Autor: Krzysztof Maćkowiak

Relacja: Maraton po raz pierwszy... Świnoujście-Wolgast

Dzisiaj miałem swój debiut w maratonie. Wybrałem na tę okazję Maraton Uznamski. Plan składał się z dwóch punktów: po pierwsze dobiec, po drugie uzyskać czas w okolicach 3 h 40 min. Moje wybiegania, treningi i dotychczasowe zawody wskazywały na to, że jest to możliwe.

Od startu zacząłem realizować więc swój plan w szczegółach. Biegłem odrobinę wolniej niż na półmaratonie, jednocześnie odrobinę szybciej niż 5'13" / 1 km (to tempo na przebiegnięcie całości w 3h 40min). Wszystko szło fajnie do 10 km, wtedy powitałem pierwszy podbieg (31m na odcinku 2,25km) oraz zmianę nawierzchni z twardej kostki / asfaltu na szutrową ścieżkę leśną. Pomyślałem, że plan może okazać się trochę za ambitny. Ciągnąłem jednak dalej. Po zbiegu aż do 18 km utrzymywał się pofalowany teren, po którym pojawiła się kolejna górka (31m na odcinku 1,25km), znowu zbieg i właśnie minęła połowa dystansu. Na 21,8km było do pokonania 50 schodów oraz górka (31m na 1,6km), a zaraz potem kolejny zbieg. Tutaj dodam, że czas tracony na podbiegach nie mógł być specjalnie nadrobiony na zbiegach. Miały one zazwyczaj 16% spadku oraz szutrową nawierzchnię. Zbyt długa trasa by ryzykować, według mnie.

Do tej pory wszystko było ok, a czas i siła świadczyły o tym, że może mi się udać (połowę dystansu przebiegłem w czasie około 1h 48min). Wtedy zacząłem czuć lekki niepokój – pojawił się ból w mięśniach tuż nad kolanami. Wiedziałem czym to się skończy, ale nie wiedziałem kiedy. Zwolniłem odrobinę, próbując dać mięśniom odpoczynek i opóźnić nadejście „kataklizmu”. Na 28km niestety kataklizm nadszedł: nie byłem zmęczony, głowa w porządku, na bieżąco się nawadniałem i jadłem, ale skurcz i tak mnie dopadł, od razu w dwóch nogach. Niestety uniemożliwiło mi to dalszy bieg w założonym tempie i wymusiło odpuszczanie i maszerowanie, aby skurcze mijały. Na 30km w końcu wybiegłem z lasu na ścieżkę rowerową i asfalt, ale nie okazało się to przyjemne: znalazłem się na tzw. patelni (otwarty teren i słońce). Mimo takich warunków, nie przeszkadzały mi one; przeszkadzały mi jedynie skurcze w nogach. Biegnąc i maszerując na zmianę dotarłem do mety. Na ostatnich 12km było jeszcze kilka podbiegów, spośród których jeden tylko okazał się cięższy – podbieg na stadion, gdzie znajdowała się meta. Na metę dotarłem w czasie 4h 24min netto. Czas brutto o 12 sekund dłuższy. 13 miejsce w mojej grupie wiekowej, 154 w ogóle startujących. Mam mały niedosyt, ponieważ bieg mnie nie zmęczył, ale skurcze uniemożliwiły parcie do przodu.

Mimo osiągniętego czasu i nie spełnienia drugiego punktu planu, jestem bardzo zadowolony. Przebiegłem jeden z najcięższych maratonów w Polsce / Niemczech. Czytałem, że taki jest, ale myślałem, że opis jest przesadzony. Okazało się, że był prawdziwy. 10 km po bruku, 12 km po asfalcie, około 20km po drogach leśnych o różnej nawierzchni i różnym ukształtowaniu. Na tych 20 km czułem się, jakbym cztery razy robił kółka po Górze Chełmskiej na naszych spotkaniach biegowych organizowanych we wtorki przez SFX i Biegnijmy.pl.

Jeśli będę miał szansę wystartować w nim za rok, na pewno to uczynię. Wiem, że nie można się tu nastawiać na wynik. Mały zgrzyt pojawił się jedynie na mecie, gdzie było kiepskie jedzenie, za piwo trzeba było płacić (zazwyczaj nie biegam z portfelem...), a kultura obsługi wydającej posiłki i napoje pozostawia wiele do życzenia. Ten mały epizod na mecie biegu nie okazał się jednak na tyle istotny, żeby popsuć mi wrażenia z całości imprezy. Ciekawa trasa oraz doskonała organizacja biegu są jednak jego wielkim atutem i na pewno warto tu być. Do zobaczenia za rok!

Pomysł, projekt, wykonanie
Copyright © 2017
by

Na stronie przebywa: 34 Online

Pokaż liste