Copyright © 2011-2024 by - +48 696 137 257

Rozbiegany Koszalin 1. poUErun - 20 lat w Unii Europejskiej

Data wpisu: 8 lipca 2014 r., 16:20
Ostatnie zmiany: 8 lipca 2014 r., 16:20
Autor: Rafał Groński

Relacja: Złamać 40 minut po czterdziestce

Rafał Groński na mecie Leśnej Piątki 2014 #3 (20m01s) - 19 czerwca 2014 r.

- maj 2012 – 48.12
- maj 2013 – 43.36
- wrzesień 2013 – 40.34
- kwiecień 2014 – 39.19!!!!!

Każdy ma marzenia, a chyba każdy chłopak ma marzenia sportowe. Ja też miałem, m.in. biegowe, aby być jak Zatopek, albo Malinowski, albo Nurmi, ścigać się na Olimpiadzie, na maratonach, ale talentu za było mało. Skończyło się na książkach o tych wybitnych biegaczach i drobnych akcentach, co najwyżej w reprezentacji szkoły...

Ale strzeliło 40 lat i wróciło się do dawnych marzeń. Nie do olimpijskiego biegania, ale wrócił błysk w oczach. Na każdym biegu, czy to maraton, czy Leśna Piątka daję z siebie wszystko, a walka o któreś tam miejsce i jakiś tam czas - pozwala poczuć się jak Zatopek, Malinowski czy Nurmi. Walka, aby nie zwolnić, czy wręcz aby się nie zatrzymać, to jak walka o medal olimpijski. Ja owszem, biegam dla przyjemności, ale na zawodach, idę na całość.

Maj, 2012. 3 lata temu przed moim pierwszym biegiem na 10km (po 3 miesiącach „treningu”), usłyszałem rozmowę młodych ludzi przy samochodzie na słupskich rejestracjach:

- Idziesz dzisiaj poniżej 40’? - Ee, nie wiem….

Nie dowierzałem własnym uszom. Co to ma być??? 10km w 40 minut, przecież to niemożliwe. To jacyś goście z kosmosu, normalni ludzie tak nie biegają. Pomyślałem, że to członkowie jakiegoś profesjonalnego klubu, no ale przecież Słupsk miał zawsze sport na wyższym poziomie niż Koszalin. Ja miałem w planie poniżej 50 minut, ba, samo dobiegnięcie bez podchodzenia, to miał być bohaterski wyczyn. Trochę mnie wnerwili. Co ja bym dał, żeby tak kiedyś pobiec…

Jesień 2014. Liżąc jeszcze rany po Nocnej Ściemie (i fantastycznym III miejscu w kategorii – rany, ile ta blacha z nr 3 dla mnie znaczy, więcej niż mój dom i samochód razem wzięte), podjąłem decyzję. Pierwsze pół roku poświęcam jednemu: zejść poniżej 40 minut na 10km. lata płyną, prędkość naturalnie spada, za parę lat nie dam rady biegać szybko bez względu na dystans. Na maratony czy biegi Rzeźnika itp. przyjdzie czas. Postanawiam biegać wg Danielsa (żona w końcu kupiła mi jego podręcznik w prezencie) wg treningu na 5-15km. Znam Danielsa na pamięć, mogę recytować jak Muzułmanie Koran, ale dalej czytam, studiuję i ciągle coś nowego znajduję.

Styczeń-Luty 2014. Mam małą operację na stopie, zmieniam pracę (po 17 latach!), wyprowadzam się z ukochanego Koszalina, zmieniam totalnie życie swoje i swojej rodziny. Biegam, żeby wytrzymać zmiany, żeby nie zwariować, żeby się odnieść do jakiejś stałej w życiu. Oczywiście co wieczór dalej ściskam Danielsa.

Luty 2014, schodzę poniżej 20 minut na 5km, jest dobrze.

Kwiecień 2014, czwartek 1-wsza Leśna Piatka, czas 20.07… Jestem wściekły, nie dałem rady poniżej 20 minut, coś muszę robić źle, albo się po prostu starzeję. W piątek wyładowuje złość, robię solidne interwały, niejako za karę. Niedziela, bieg Osińskiego w Szczecinku, czuję trochę mięśnie po Leśnej Piątce i piątkowych interwałach, ale co tam. Chłodno, chmury, wymarzona pogoda do biegania. Jest Robert B., jest Roman K., na szczęście z teamem technicznym, jego żona bierze do wózka klucze od samochodu, telefon, dokumenty, super, nie muszę się tym martwić. Rozgrzewka i start. Robert wyrwał do przodu, Roman skromnie jak zwykle w połowie stawki. Idę dość mocno, jak noga podaje:1km, 3.51, za szybko. 2km 3.52, facet, za szybko, zrozum wreszcie. 5km ktoś liczy jestem 99, czas? Czas rewelacyjny, poniżej 20 minut, czuję się świetnie, utrzymam tempo i schodzę poniżej 40 minut miesiąc przed planem! 6km wyrywam do przodu. Nikt nie wytrzymał z grupki biegnących ze mną, mijam zawodników, jakby stali, wiem – ryzyko, ale czuję że mogę, zresztą blisko widzę żółtą koszulkę, to chyba Robert, po następnych dwóch km doganiam gościa, ale to nie Robert, to jeszcze nie ten wyścig. Idę jak przecinak, jakby to był początek wyścigu, jak Steve Cram albo Haile Gabreselassie w czasie bicia jednego z rekordów świata, jak Bronisław Malinowski gdy dochodził Bayia w Moskwie -przestałem liczyć wyprzedzanych, jakaś euforia, nic mnie dzisiaj nie zatrzyma.

Zostaje mniej niż 2km do mety, zaczyna mnie przytykać. Już nie oddycham, już tylko harczę. Skracam krok, przypominam sobie interwały, ból, a czasem łzy z wysiłku, ale w czasie przerwy regeneracja i następny interwał znowu dawałem radę. Robię to samo, dobiegam do grupki zawodników, zwalniam, utrzymuje tempo przez paręnaście sekund i znowu skaczę do przodu, do następnej grupki. Widzę stadion. Już nie jestem w stanie biec, ale to tylko…, no właśnie, czy musimy biec 400m wokół stadionu?, czy za bramą skręcamy na prostą do mety?, nie sprawdziłem, a czuję, że 400m już nie pociągnę, rany jak na pierwszej mojej Ściemie, gdzie na ostatnim okrążeniu szedłem z górki, gdyż nie dałem rady biec… Wpadam przez bramę stadionu, jeeest, tylko prosta, nie biegniemy wokół stadionu, wiem, że jest dobrze, wiem że jest świetnie, wiem że sen się spełnia, że to jest ten dzień!

Mam 42 lat i spełniłem moje biegowe marzenie. Szczerze mówiąc wątpiłem, że kiedykolwiek tyle osiągnę, ale jednak!

Od trzech lat biegam. Tak, to niby moja praca, ale w dużej mierze też Wasza zasługa. Was, czyli:

1. Czyli wszystkich ludzi związanych z biegnijmy.pl, to co robicie, to jaką atmosferę stworzyliście i co osiągnęliście, powiedzmy sobie szczerze, sukces w skali Polski – czapki z głów Panowie.

a) WWW biegnijmy.pl, to niemal moja strona startowa, wszystko o bieganiu i biegaczach amatorach z regionu, super skonstruowana, każdy może ją rozwijać, a jednocześnie ściśle trzyma się reguł i tematu.

b) Leśna Piątka, to impreza, której nam zazdrości pół Polski , rozruszała miasto od dzieciaków do starców, pierwszy bieg-prolog, gdzie były nagrody dla wszystkich – genialna promocja, słodycze dla najmłodszych, zawsze ich tu ściągają, 5km oznacza realną dostępność nawet dla niedoświadczonych biegaczy, ich żon i mężów, bezpretensjonalna atmosfera – ja tu przyjeżdżam mimo przeprowadzki do Człuchowa, bo jest tu pięknie, przyjemnie, i mogę Was zobaczyć i z Wami pogadać.

c) Nocna Ściema – klasyka niestandardowego pomysłu Michała Bielińskiego, nic dodać, nic ująć.

d) Wspólne bieganie – namiastka rodziny, tu prędkość to naprawdę sprawa drugorzędna.

e) Babeczki – wiele dziewczyn to naprawdę docenia, szczególnie gdy szybko zapada zmrok.

f) Rywalizacja na kilometry Marka Tchórzewskiego, uznawałem to kiedyś za jakiś ekshibicjonizm, teraz sam sprawdzam regularnie czy mieszczę się w pierwszej dziesiątce. Może to głupie, sam tego nie rozumiem, ale jest jakaś więź z ludźmi, którzy nie wstydzą się ujawniać jak i ile biegają. Popatrzcie, jak dużo ludzi to zawodnicy z poza Koszalina, z innych miast, nawet „konkurencyjnych”, to znaczy, że to po prostu fajny pomysł.

g) Relacje. Super się je czyta. I większość autorów po prostu się zna.

2. Chłopaków i dziewczyn z Kospela, którzy mnie motywują i dzięki którym wiem, ze warto dzielić się swoją pasja – jest tych biegaczy już bez mała ponad 20 osób (trzy lata temu było zero). A w szczególności: Krzysztof U., który pobiegł Nocną Ściemę trenując (górnolotne słowo) niecałe dwa miesiące, ale był pewny, że przebiegnie po lekturze Urodzeni Biegacze, to głównie książka biegła a nie on, jego niosła pewność, że skoro Tarahumara mogą kilkaset km to on te marne 21km też. Roman K., który pobiegł Maraton Warszawski, bo ja i Robert pobiegliśmy maraton, to on też może, wcześniej zaliczając 1 (słownie: jeden) bieg na 10km – zrobił maraton w rewelacyjnym czasie. Krzysztof M., prawdziwy fascynat biegania, on to po prostu kocha i to słychać i czuć, on mi zapromował Bieg Osińskiego. Tomasz M. z Dorotą– zawsze zrobią zdjęcia i to nie byle jakie, na prawie każdej koszalińskiej imprezie + pomogą jako team techniczny (klucze, portfel), no i też zaczęli biegać i to całą rodziną.

3. Robert B., też z Kospela, ale to on pochwalił się w 2011, ze przebiegł 10km w Biegu Wenedów (czas około 47 minut ) i poszedłem o zakład że z nim wygram za rok. Ten zakład doprowadził do tego, że staliśmy się niemal „czołówką” długodystansowców amatorów w Koszalinie. I to nie jest jeszcze ostatnie słowo. No przecież jeszcze z nim nie wygrałem.

4. TKKF, tak, im też dziękuję. Popatrzcie co robi konkurencja, niepisana między biegnijmy.pl, a TKKF, po prostu m.in. dzięki temu to miasto biega. Ja wiem, że mają jakieś formalne struktury, układy, ale to Bieg Wenedów wszystko zaczął (nazwa przejęta z dawnego Pólmaratonu Wenedów). Drażliwy temat, ale niech będą pół-zawodowcy z TKKF i pasjonaci z biegnijmy.pl, bieganie stało się tak popularne, że sponsorzy są coraz bardziej chętni sypnąć groszem, już nie wszystko zależy od środków pozyskanych z miasta. Jakie miasto wielkości Koszalina ma tyle biegów?

P.S. Spełnienie marzenia dedykuję poważnie choremu proboszczowi z Jamna/osiedla Unii Europejskiej, księdzu Jarkowi. To jeden z największych ludzi jakich spotkałem, przy jego kazaniach chowają się pastorzy kościołów nowoprotestanckich, zborów murzyńskich, trenerów sprzedaży bezpośredniej, po jego kazaniach człowiek wiedział, że warto było się urodzić, żyć, pojednać, być dobrym i kochać nawet tych nam mało życzliwych. Obyśmy się spotkali na ścieżkach masywu Góry Chełmskiej.

Pomysł, projekt, wykonanie
Copyright © 2017
by

Na stronie przebywa: 19 Online

Pokaż liste