Copyright © 2011-2024 by - +48 696 137 257

Rozbiegany Koszalin 1. poUErun - 20 lat w Unii Europejskiej

Data wpisu: 7 stycznia 2012r.
Ostatnie zmiany: 7 stycznia 2012r.
Autor: Michał Bieliński (SFX)

Relacja: IX Noworoczy, Integracyjny Bieg Plażą Parku Wodnego "JAN"

7 stycznia wybraliśmy się, całkiem pokaźną grupką, na kolejną edycję zimowego biegu po plaży. Rywalizacja rozpoczyna się w Jarosławcu, kończąc na mecie w Darłówku przy Parku Wodnym "JAN". Łącznie do pokonania jest około 15 km. Zwykle było to właśnie 15 km, tym razem mogło to być o 500-1000m więcej. A czemu? O tym za chwilę.

Zapisy, jak to zapisy, szybko i sprawnie, a że jest to bieg kameralny to nie było przy tym najmniejszej kolejki. Pakiety startowe obejmowały numery startowe, a tym razem (czego chyba dotychczasowa historia biegu nie pamięta) dodatkowym elementem pakietu było fantastyczne szczeroczerwone serduszko Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, dla której biegnąc zagraliśmy. Łącznie na start przygotowało się 45 sztuk osób,  a wśród nich znalazły się cztery niewiasty.

Rozgrzewkę większość przeprowadziła w okolicznym nadmorskim lasku. Ja zdecydowałem się wykonać kilka drobnych, kilkusetmetrowych pętli zahaczając o fragment plaży. Pogoda jak na początek stycznia nierealna - kilka stopni na plusie, brak opadów i wbrew zapowiedziom pogodowym w przededniu wydawało się, że wiatr nie będzie nadmiernie przeszkadzał. Chwilę później okazało się, że start, typowo dla biegu usytuowany przed zejściem na plażę, skąd zwyczajowo zbiegało się wpierw po schodkach by skręcając w lewo kierować się ku oddalonemu o kilkanaście kilometrów Darłówku, tym razem usytuowany jest o dziwo identycznie, lecz kierunek biegu miał odbyc się w przeciwnym kierunku - więc gdzie miała być ta plaża. Wcześniej zostaliśmy o tym oczywiście poinformowani, a fakt ten spowodowany był "brakiem przejezdności plaży"... więc trzykilometrowy odcinek po starcie pokonać mieliśmy ulicami Jarosławca, by w końcu skierować się duktem leśmym ku plaży. Właśnie ta drobna zmiana zaowocowała nieznacznym wydłużeniem, zaplanowanego na 15 kilometrów, biegu.

Ruszyliśmy. Tempo asfaltowe. Szybkie. Przyjemne. Trochę pod górkę, ale potem długo z górki. Wbiegamy na plażę. STOP. Wiatr nie był taki, jak sprawdzaliśmy w Jarosławcu. Wiat był taki, by biec w przeciwnym kierunku. Gęsty, świszczący, stawiający opór taki, by Darłówko zostało tym razem niepokonane. Wbiliśmy sie na dość twardy piach i drążyliśmy wietrzny tunel. Już wtedy powstało kilka zwartych grupek. Ja z kolei po pierwszym kilometrze odkleiłem się od zwartości i postanowiłem brnąć na własną rękę... tak więc plaża nie miała dla mnie litości. Myślę, że dla nikogo nie była miejscem nazbyt przyjaznym, lecz osłona współpartnerów mogła lekko odciążać nadwyrężane co i rusz achillesy. Walczyliśmy. Kamienie dodatkowo utrudniały i tak już niełatwe zadanie. Zalewające je fale co i rusz powodowały "slalomizację" naszego biegu niekiedy okrywając buty swą spienioną masą. Za każdym razem przez kolejnych naście metrów nogi ciążyły, a oddech przyspieszał. Gnaliśmy dalej, a niepokonane jeszcze w tym roku Darłówko i opierający się Park Wodny "JAN" szykowały dla nas kolejne biegowe atrakcje. W okolicach połowy dystansu, po przebyciu trzech asfaltokilometrów oraz pięciu kilometrów plażą natknęliśmy się na schodkowe wejście ku górze, ku wolności, by za nim dostrzec kipiel morską docierającą do krańców plaży. Na jej krawędzi znajdowało się gliniaste, ostro nachylone podłoże, które trudno jest opisać. Poniżej fale co i rusz zalewające odkryte elementy lądu oraz znacznej wielkości kamienie. Dwie osoby biegnące przede mną, z którymi się tam zrównałem, zdecydowały na marsz ku górze, by ominąć kryzysowe metry. Jednak większość, jak ja, zdecydowała się na forsowanie utrudnień organizatorskich :). Sprawdzian zdaliśmy na medal, jednak osobiście w tym miejscu sprawdziłem głębokość morskiej toni, a że głowę miałem rozgrzaną od ustawicznego poruszania nogami, zdecydowałem się, by i ją schłodzić. W końcu pływanie w połowie dystansu może być fajnym doświadczeniem. Po co czekać na gościnność Parku Wodnego, skoro wody wokół nas było sporo. Kilkadziesiąt metrów dalej, pozbawiony suchych elementów biegowej garderoby, wróciłem do swojej koronnej dyscypliny. Zbliżając się do Darłówka ponownie wyprzedziłem biegaczy, którzy nie skorzystali z morskich głębin. Myślę, że takich trudności było więcej i większość z nas miała ciekawe momenty swojej plażowej przeprawy. Na mecie nie kryliśmy zadowolenia z pokonanego dystansu w iście ekstremalnych warunkach. Było warto. Darłówko jednak uległo. Wszystkim.

Niestety, a w zasadzie tak jak się można było spodziewać, osiągnięte rezultaty były dalekie od założeń, a szczegółowe wyniki przedstawię, jak tylko się pojawią.

A teraz suche fakty biegowe w ramach Klubu Biegacza. Na mecie jako drugi finiszował Arkadiusz Kozak (1h08'41''). Siódmy dotarł Krzysztof Musiał (1h15'15''). Jedenaste miejsce przypadło mnie (Michał Bieliński ok. 1h19'12''), a niedługo potem dobiegł na szesnastej pozycji Mirosław Bierkus (ok. 1h22'19''). Kolejnymi śmiałkami na mecie byli Krzysztof Stosio (25. 1h32'42''), Dariusz Jarosz (26. 1h33'01'') oraz Krzysztof Grzybowski (29. 1h35'37''). Z Koszalina dotarł z nami również, coraz częściej i dłużej biegający, Andrzej Jakubowski (Wicemarszałek Woj. Zachodniopomorskiego), który po raz pierwszy spróbował smaku biegu na tak długim dystansie - od razu w piekielnej wersji. Zajął on 41 lokatę z czasem 2h10'03'', a na zakończeniu określił, że w przyszłości może być tylko lepiej.

W ramach startu przysługiwał nam bezpłatny wstęp do Parku Wodnego "JAN". Skorzystaliśmy z okazji popływania. W ramach wodnych atrakcji organizator przewidział dodatkową rywalizację w pływaniu pod wodą. Tak więc wszyscy biegający mogli się sprawdzić również w tej dyscyplinie. Zwyciężyć miał ten, kto przepłynie pod wodą największa odległość. Do faworytów zaliczany był zeszłoroczny triumfator z naszego klubu - sam prezes Klubu Biegacza - Dariusz Jarosz. w 2011 roku uzyskał on, niesamowitą na tamten czas odległość, 34 metrów. Tym razem już pierwszy zawodnik pokazał, że poprzeczka może stac jeszcze wyżej - było to 37 metrów. Kilka minut później wynik ten wyrównał kolejny z biegaczy, a krótko potem niesamowitym skupieniem i umiejętnościami popisał się Krzysztof Grzybowski, który wyśrubował rekord do 42 metrów. Czy to już wszystko co można było zrobić? Aktualny mistrz i faworyt stanął przed nie lada wyzwaniem. Ruszył na swoją podwodną ścieżkę. Gładko minął połowę basenu (12,5m), spokojnie i miarowo dotarł do nawrotu (25m), by odbijając się ruszyć na pogoń. 30, 35, 40m. Co dalej? Płynie. Nie odpuszcza. Mija 42 metr i nie próbuje odpuszczać. W późniejszej relacji mówił, że jak już dostrzegł brzeg to nie miał zamiaru wypływać przed jego osiągnięciem. 50m. PIĘĆDZIESIĄT METRÓW. Pod wodą. Nowy rekord. Kolejna spektakularna wygrana. Spośród klubowiczów drugi był Krzysztof Grzybowski (42m), trzeci Krzysztof Musiał (24m), a czwarty Arkadiusz Kozak (20,5m). Następnie ja, Michał Bieliński (19m) oraz, ku mojemu zaskoczeniu Krzysztof Stosio (16,5m). Gościnnie również Andrzej Jakubowski, decydując się na podwodną zabawę w ostatnim momencie, przepłynął 14,5m.

Na zakończenie imprezy pucharami zostali nagrodzeni zwycięzcy. Wszyscy otrzymali pamiątkowe dyplomy. Każdy mógł też wybrać sobie drobny upominek.

Pozostaje nam teraz cierpliwie czekać na przyszłoroczną, jubileuszową, edycję fajnego biegu.

Pomysł, projekt, wykonanie
Copyright © 2017
by

Na stronie przebywa: 13 Online

Pokaż liste