Copyright © 2011-2024 by - +48 696 137 257

Rozbiegany Koszalin 1. poUErun - 20 lat w Unii Europejskiej

Data wpisu: 3 maja 2012r., 9:10
Ostatnie zmiany: 3 maja 2012r., 9:10
Autor: Mariusz Trębacz

Relacja: Jak przeżyłem Toruńskie Piekło - 10km Run Toruń 2012

W niedzielę 29 kwietnia odbył się pierwszy raz bieg 10 km Run Toruń. Miałem okazję być jego uczestnikiem, jedynym mieszkańcem Koszalina, który w nim pobiegł. Na początku chciałem zaznaczyć, że jestem biegaczem, z niewielkim stażem. Był to dopiero mój piąty oficjalny bieg.

Pomysł wystartowania w 10km Run Toruń 2012 zrodził się spontanicznie, przeglądając planowane imprezy na Endomondo, z okazji wizyty u rodziny w Toruniu postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym. Ponieważ nie będę mógł wystartować w Biegu Wenedów, postanowiłem skorzystać z okazji i zaplanowałem sobie złamanie 50 minut na dystansie 10 km właśnie w Toruniu. Pewnymi obawami napawały mnie prognozy pogody na ten okres w Toruniu, jak się potem okazało słusznymi.

Ponieważ zdecydowałem się na start niemal w ostatniej chwili, stąd najwyższa do tej pory w mojej biegowej karierze opłata startowa - 50 zł.

Zestaw startowy odebrałem dzień wcześniej w biurze zawodów, usytuowanym w Centrum Handlowym Plaza, z parkingu którego zaczynał się bieg. I tu pierwsze bardzo pozytywne zaskoczenie. Zestaw poza numerem i chipem zawierał kilka wartościowych fantów, których wartość spowodowało, że 50 zł opłaty mniej bolała. I tak poza okolicznościową koszulką w zestawie znalazł się całkiem fajny bidon, voucher na kręgle w CH Plaza, żel energetyczny, dwa batony energetyczne i odżywka węglowodanowa firmy Vitarade.

Niestety w niedzielę wysoka sobotnia temperatur jeszcze bardzie wzrosła. Jadąc na miejsce startu termometr w samochodzie pokazywała 32 stopnie. W centrum gdzie kończyliśmy podobno w słońcu dobijało do 39 stopni. To właśnie ta wysoka temperatura przerażała mnie trochę. Przed biegiem pamiętałem o dobrym nawodnieniu, na zawody zabrałem pierwszy raz mój pasek z 4 małymi bidonikami - i dzięki niemu wydaje mi sie, że udało mi się ukończyć bieg na tak wysokiej jak na mnie pozycji.

Wystartowaliśmy w samo południe. Niestety na starcie nie było tabliczek jak w Kołobrzegu, pozwalających na ustawienie się w pobliżu biegaczy o podobnym tempie - to mały minus, i problem dla mnie - nie znając nikogo ze startujących, z małym stosunkowo doświadczeniem miałem problem z ustaleniem tempa na początku. Minęła około minuta od strzału, zanim pokonałem linie startu - niestety organizator nie podał później czasu NETTO.

Do problemu z ustaleniem tempa doszły problemy techniczne. Stoper mi się zablokował, a Endomondo na starcie zapauzowałem, i zorientowałem się o tym dopiero po ok 1,5 km. nie miałem więc informacji o tempie jakie powinienem trzymać. Wtedy wbiegliśmy na Motoarenę – gdzie normalnie ścigają się żużlowcy, bardzo fajny obiekt, byłem pod jego wrażeniem. Kiedy wybiegliśmy z toru zaczął się krótki podbieg i wyszliśmy na prostą, na której dał się we znaki gorący i mocny wiatr wiejący prosto w twarz.

Wtedy udało mi się uzyskać pierwsze informacje o moim tempie, które ustabilizowało się i dawało jeszcze cień nadziei na zrobienie zaplanowanego wyniku. Od 3 km zacząłem wyprzedzać pierwszych idących lub stojących zawodników, gorąco stało się mocno odczuwalne. Uruchomiłem bidoniki i rozpocząłem polewanie co kilkaset metrów - głowa, kark i twarz.

Punkt żywieniowym na 5 km, mijałem w dobrym rytmie. 6 km prowadzący lekko z górki był najszybszym w całym biegu, wg Endomondo. Po nim wypadało się na trasę wzdłuż Wisły - rozgrzaną słońcem patelnię, gdzie od czasu do czasu porywy gorącego wiatru dmuchały prosto w twarz - ten kawałek dawał w kość największej ilości biegaczy. Tam niemal hurtowo wyprzedałem coraz większe ilości idących, wolno truchtających, którzy nie wytrzymywali tempa i upału. Chyba od tego kawałka, zaczęto po biegu mówić o Toruńskim Piekle.

Czułem, że robi się coraz ciężej, ale z drugiej strony wymijałem co chwila zawodników w koszulkach klubów maratończyka i biegowych, uczestników maratonów. To mnie podbudowywało. Na 8 km pojawił sie podbieg po kostce na starówkę. Nie był stromy, przy biegu górskim, to było prawie płaskie, ale kostka i buchający upał zatrzymany między budynkami sprawił, że zacząłem odczuwać coraz większe zmęczenie. W tym momencie wiedziałem, że nie będzie szansy na życiówkę, nie dam rady odrobić strat z początku. To był najbardziej kryzysowy odcinek, najwolniejszy, tu wyprzedziło mnie parę osób.

Wbiegliśmy na starówkę ostatnie 1,5 -2 km biegu męczarnia na kocich łbach z tłumami kibiców, gapiów dookoła. Uda i łydki zaczęły strajkować. Tam widziałem pierwszą osobę do której wzywano pomoc lekarską. Po zawrotce prowadzącej w stronę mety zacząłem mimo wszystko lekko przyspieszać, wychlapałem resztki wody. Próbowałem znaleźć przed sobą kogoś z kim mógłbym się pościgać do końca, kto podciągnąłby mi tempo. Niestety tylko wyprzedzałem kolejnych zawodników, którzy już przeważnie poddali się i szli. Wbiegając na Rynek Nowomiejski wysapałem tylko do kibiców pytanie: "Czy za tym zakrętem jest meta?" Po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi rzuciłem się resztki sił do heroicznego powiedzmy sprintu. Nawet nie zauważyłem zegara na mecie. Ostatnie 200 metrów finiszu dobiło mnie.

Dopiero z sms-a od kolegi Krzysztofa dowiedziałem się że zająłem 265 miejsce na 635 zawodników z czasem brutto 52:33. Nie spodziewałem się tak wysokiego miejsca.

Dobre kilkanaście minut trwało zanim się pozbierałem, zaczęły mi drętwieć ręce. Na szczęście moja kochana małżonka dostarczyła mi porcję napoju energetycznego, który pomógł mi dojść do siebie.

Na mecie został rozstawiony wielki namiot z ławkami i stołami, gdzie biegacze mogli spożyć przysługującą im regenerującą grochówę, odpocząć, napić się wody, lub wybranego zimnego piwka, które podawano do grochówki ! ! ! Rewelacja ! ! !

Dochodząc do siebie udało mi się wymienić uwagi z osobami przy stole. Wszyscy zgodnie twierdzili, że upał strasznie dawał się we znaki, planowane czasy poszły w niepamięć, część osób cieszyła się, że udało im się w ogóle ukończyć bieg. To że było ciężko, dodatkowo udowadniały wezwania pomocy medycznej i karetki powtarzane co kilka minut. Podobno w sumie 5 osób trafiło do szpitala, z czego z udarem w stanie bardzo ciężkim.

Po posiłku w oczekiwaniu na losowanie nagród, ustawiłem się w kolejkę na darmowy masaż - kolejne bardzo sympatyczne zaskoczenie. Warto było czekać te 40 minut. Po ok 20 minutowym profesjonalnym masażu, moje nogi były w stanie, jak nowe, jakby nie przebiegły właśnie 10 km Toruńskiego Piekła.

Jeszcze jedną atrakcją przed losowaniem nagród było stoisko firmy Puma, gdzie na 10 metrowym odcinku z fotokomórką, można było zmierzyć swoją prędkość sprinterską.

Największym rozczarowaniem było losowanie nagród. Nagroda główna losowana wśród uczestników – bilety lotnicze do Barcelony i z powrotem dla dwóch osób. Do tego 14 dodatkowych nagród – upominki od firmy PUMA. Przyzwyczajony do sprawiedliwości społecznej - wylosowany musi być na miejscu, żeby odebrać nagrodę - nie ma go - losujemy dalej, byłem bardzo zaskoczony decyzją organizatorów - wylosowanym zawodnikom nagrody prześlemy pocztą. Z głosów na forum maratonypolskie wiem, że nie tylko mnie nie podobała się ta decyzja, a organizator obiecał poprawić to za rok.

Tak jest, duża frekwencja spowodowała, że impreza będzie kontynuowana za rok. I w tym momencie w ramach podsumowania mogę gorąco ją polecić. Poza pogodą, na którą organizator nie ma żadnego wpływu była to rewelacyjna impreza. Trasa jest bardzo przyjemna, i faktycznie tak jak było zamysłem organizatorów pozwoliła ona na zapoznanie się z najciekawszymi punktami miasta. Brak większych podbiegów przy dobrych warunkach pozwoli na wykręcenie dobrych czasów. Organizacyjnie poza wpadką z losowaniem nagród impreza przygotowana na szóstkę. Medal który otrzymałem za uczestnictwo, został określony przez mojego znajomego, sportowca i działacza z kilkudziesięcioletnim stażem, który widział setki medali, w tym olimpijskich, za jeden najpiękniejszych jakie widział.

Szczerze polecam 10km Run Toruń, i najprawdopodobniej za rok będę próbował tam pobić mój aktualny rekord na 10 km jeszcze raz za rok. Zapowiedziałem szwagrowi, żeby spodziewał się mnie z kolegami ...

Pomysł, projekt, wykonanie
Copyright © 2017
by

Na stronie przebywa: 41 Online

Pokaż liste