Copyright © 2011-2024 by - +48 696 137 257

Rozbiegany Koszalin

Data wpisu: 15 października 2012r., 22:20
Ostatnie zmiany: 15 października 2012r., 22:20
Autor: Kamil Wojtalik

Relacja: 13. Poznań Maraton

No i stało się. Jestem maratończykiem. Dwa i pół roku treningów, walki z własnym lenistwem i niepogodą. Tylko po to, aby sprawdzić, przetestować się na tym, jednym z trudniejszych, egzaminie własnej woli, walki z bólem i samym sobą.

Miejsce - 13. Poznań Maraton. Czas - 14.10.2012; godzina 9:00. To miało być to i to było TO.

Relacja będzie krótka, bo i po co strzępić język, na rzeczy mało ważne? Pewnie w innych relacjach przeczytacie o tym, że m.in. rejestracja odbywała się 12-13 w halach Poznańskich Targów; miejscem bezpłatnego noclegu była poznańska Arena ( swoją drogą- przeciąg jaki panował wewnątrz był miejscami nie do zniesienia- gdyby ktoś postanowił zapalić świeczkę i postawił ją na parkiecie, niedługo cieszyłby się płomieniem- chwilka i powiew wiatru zgasiłby go); start i meta były na terenie Poznańskich Targów; trasa była nowa, jednopętlowa; więc o tym i wielu, wielu innych aspektach mojego pobytu w połowie października w stolicy Wielkopolski nie będę pisał. Nie będę pisał też o tym, że pierwsze 27 km biegłem z Krzyśkiem Kalocińskim i tempo, które utrzymywałem było na czas w okolicach 3:50. Ani też o tym, że ostatnie 10 km pokonałem wolno, ba ośmielę się nawet dodać przysłówek bardzo. Nie wspomnę o tym, że wyczekiwana ściana okazała się tylko małym murkiem - ani przez moment nie przeszła mi przez głowę myśl o rezygnacji. Że w ogóle się nie zatrzymałem, nie szedłem, ani w inny sposób nie walczyłem z organizmem. Byłem tylko ja i ONA- 42.195 metrowa pętla, którą zaliczyłem. W jakim czasie? - ktoś zapyta. Jakie to ma znaczenie. Jeżeli biega się dla przyjemności, z miłości do tego sportu, wynik ma drugorzędne znaczenie.

Więc o czym będę pisał, w tej relacji? Właściwie to można ją traktować, jako relację, której nie było. Bo cała magia, jaka towarzyszy bieganiu tkwi nie w pięknych słowach, kwiecistych relacjach i rekordach życiowych. Biegowe czary zaczynają się tuż za progiem naszych drzwi, kiedy ubrani w strój biegowy stawiamy pierwsze kroki. Magiczna aura towarzyszy nam, gdy walczymy z cięższym podbiegiem, gdy pomimo zmęczenia biegniemy dalej. A maraton? Toż to kwintesencja sztuki magicznej! Nie pozostaje więc nic innego, jak zapisać się i stać się czarodziejem. A najbliższa okazja już za niecałe 2 tygodnie w Koszalinie - "Nocna Ściema".

Na koniec jeszcze dodam, że przed biegiem warto mieć odpowiednią motywację i cel. Mój 'motywator' miał na imię Diana i jej dedykuję ten bieg. Medal wędruje do Ciebie Diano ;).

Pomysł, projekt, wykonanie
Copyright © 2017
by

Na stronie przebywa: 17 Online

Pokaż liste