Copyright © 2011-2024 by - +48 696 137 257

Rozbiegany Koszalin

Data wpisu: 11 listopada 2012r., 20:31
Ostatnie zmiany: 11 listopada 2012r., 20:31
Autor: Michał Bieliński (SFX)

Relacja: Bieg Niepodległości - Goleniów - 10 km

Tym razem ponad dziesięcioosobowy najazd Koszalinian przeżywał Goleniów. Ugościł nas jak zwykle dwoma głównymi dystansami - milą, w której uczestniczyło małżeństwo Lucyna i Tomek Bogaccy oraz Irena Samoił-Kowalska - wszyscy reprezentujący TKKF Koszalin oraz dychą, w której wzięła udział pozostała część z Koszałkowa :)

Ja wraz z Krzysiem Ka., Krzysiem Pi. oraz Markiem To. - którego mogłem ponownie poznać, bo choć w moim telefonie widnieje z imienia i nazwiska, to nie potrafiłem skojarzyć z rzeczywistym wizerunkiem :) - staliśmy się członkami czteroosobowej ekipy jadącej jednym z samochodów bardziej osobowych (ku mojemu zaskoczeniu jego kierowca Krzyś Ka. sprytnie zamienił kolorystykę auta w przeciągu kilkunastu godzin - po wyjaśnieniach okazało się, że to był po prostu inny czterokołowiec). Ekipa pięciooosobowa w składzie Przemo Wo., Marek Tch., Krzyś Bo., Jan Zw. i Łukasz Mi. znalazła się z kolei w samochodzie niemal terenowym. My wyruszyliśmy szybciej, więc i dotarliśmy szybciej, choć wydawało się nam, że samochód z prowadzącym go Przemem wyprzedzi nas już za Biesiekierzem mimo kilkunastomitunowego opóźnienia. Tak się jednak nie stało, więc i pakiety startowe wpierw ujrzała ekipa niemal mocarzy. Poza tym na starcie zjawiło się jeszcze kilkoro biegaczy z Koszalina nie zawartych w dwóch powyższych autach.

Po odbiór pakiecików trzeba było zgłosić się najpóźniej dwie i pół godziny przed startem (!). Straszne, ale prawdziwe. A w pakiecikach poza czerwoniutkimi koszulkami i smacznymi czekoladkami (które starałem się wymusić od pozostałych współtowarzyszy), znalazły się też prawdziwe "profesjonalne" zegarki na rękę :). Wszyscy mieliśmy czarne, tylko Krzyś Pi. trafił na odmieńca, by jednak inni się z niego nie śmiali postanowiłem mu pomóc wymieniając się egzemplarzami ;). Udało się też sympatycznie wkręcić Krzysia Bo., który nie uwierzył, że w pakietach są zegarki.

A więc pozostały nam czas bliski trzem godzinom mogliśmy poświęcić zwiedzaniu fantastycznych zabytków i ośrodków kulturalnych pięknego Goleniowa ;). Stojąc przy samochodzie mieliśmy też okazję zapoznania się z sympatycznymi mieszkańcami pobliskich zabudowań, którzy określali się jako fantastyczni biegacze, w szczególności na dystansie sprinterskim do sklepu ze złocistym trunkiem. Mieszkańcy ci, niekontrolowanie pochylając się na boki zgrabnie przytrzymując w ręku dymiący element własnego wyposażenia, zgłaszali też chęć pozyskania koszulek Nocnej Ściemy. Po krótkiej rozmowie zdecydowaliśmy się szybko i sprawnie przemieścić w bliższe okolice startu naszego biegu.

Po kilkudziesięciominutowych rozmowach przy samochodzie bardziej terenowym i powrocie z pewnego przyjemnego miejsca Krzysia Ka. (który oddalił się od nas na kilkanaście minut) zdecydowaliśmy się skierować do auta bardziej osobowego by po przebiórce rozpocząć wstępną rozgrzewkę. Długo trwały ustalenia naszego kierowcy dotyczące stylu ubioru, jaki mielibyśmy zaprezentować podczas naszego szybszego przemieszczania się po dziesięciokilometrowej trasie. Krzyś Ka. lobbował na rzecz krótkości, my jednak w swym trzyosobowym składzie nie słuchaliśmy jego propozycji wybierając strój składający się z dłuższych elementów garderoby. Rozgrzewkę poprowadziłem osobiście, narażając się na niepotrzebne uwagi dotyczące jej zbyt nahalnego tempa, jednak pewne elementy ciała mówiły o tym, by przemieszczać się wartko do pobliskiego lasu, gdzie po zagłębieniu się w jego czeluściach można było doznać ulgi w narastającym ciśnieniu. Po tych wydarzeniach udaliśmy się z powrotem do automobilu by ostatecznie przygotować się do nieodległego startu. Tu, ku zaskoczeniu lobbisty, zdecydowałem, że ulegnę jego namowom i skorzystam z krótszych rękawów przytwierdzonych do żółtej koszulki :) Finalnie okazał się to jak najbardziej trafny krok, za co naszemu kierowcy serdecznie dziękuję.

Mimo wcześniejszych rozmów o biegu w okolicach 42 minut i ciągnięciu na ten czas Marka Tch. i Krzysia Ka. ten ostatni wycofał się z tak misternych planów, a ja ustaliłem z Przemem iż rozpoczniemy wspólnie by spróbować zmierzyć się z barierą 40 minut. Pierwszy wystrzał startera okazał się sposobem na wybudzenie wielu ze znajdujących się w okolicy startu zawodników. Być może sędziowie ukarali jedną z osób, która przedwcześnie przekroczyła linię startu, strzałem w kolano, ale tego nie mogliśmy sprawdzić, gdyż osłonięci byliśmy szpalerem chętnych do biegu. Drugi wystrzał, bez ostrzeżenia, okazał się tym, który miał wprawić nasze ciała w szybsze poruszanie się po asfalcie.

Kilometry mijały mi w dość równych odstępach czasu. Pierwszy i drugi pokonałem w 3'58", trzeci, czwarty i piąty w 4'00". Wraz ze mną przetaczał swe ciało Przemo Wo. Jednak przed piątym kilometrem zaczął pozostawać kilka metrów za mną. Choć przed startem nie sądziłem, że mogę walczyć z tym dystansem w tak zawrotnym tempie, jednak kontynuowałem swój bieg nie zwalniając. Moje obawy poparte były co najmniej trzema przeciwnościami. Ostatnie trzy tygodnie minęły mi niemal bez biegania - gdyż trwało wtedy moje roztrenowanie. Początek roztrenowania przyniósł mi też kontuzję, która objawiała się bólem w stopie, który wciąż występuje lecz z mniejszym natężeniem. Trzeci powód to moja waga, która przez niebieganie wzrosła niebotycznie do poziomu co najmniej hipopotama. Biegnąc dalej odnotowałem kolejne moje kilometry. Szósty i siódmy znów w równe cztery minuty, ósmy w 3'57", dziewiąty (najwolniejszy) w 4'01" oraz ostatni... trwający jedynie 3'51". Całość wyszła mi w 39'47", a oficjalny czas brutto wskazał czas o dwie sekundy gorszy (39'49"). Niedługo przed metą udało mi się wyprzedzić nawet Eugeniusza Gr., który chyba robił sobie po prostu spokojne rozbieganie.

Trasa sprzyjała do uzyskiwaniu dobrych wyników. Cała ponad trzykilometrowa pętla wiodła niemal po płaskim terenie. Zdecydowanie łatwiejsza niż wcześniejsze edycje goleniowskich biegów. Zdarzyło mi się już w nich uczestniczyć w poprzednich latach, jednak dotąd nie miałem po moich występach dobrych wspomnień. Tym razem pobiegłem, jak na obecne możliwości, bardzo przyzwoicie.

Pozostali biegacze z naszych kręgów również odnotowali niezłe wyniki. Według planu pobiegł Marek Tch., który został wyprzedzony o sekundę przez Janka Zw. Nadzwyczajnie szybko pobiegł Łukasz Mi., który wysuwa się na koszalińskiego lidera spontanicznego biegania. Na Przema musiałem niestety czekać kilkadziesiąt sekund - ale wytłumaczył się ze swojego ślimaczego tempa zbytnim wcześniejszym obżarstwem ;). Krzyś Ka. i Marek To. pobiegli z kolei zgodnie ze swoimi założeniami. Chyba niedosyt poczuł Krzysiek Pi., a Krzysiek Bo. pobiegł na miarę swoich obecnych możliwości (choć pewnie chciałby biegać szybciej).

Imprezę pożegnaliśmy dość szybko po skonsumowaniu całkiem smacznej zupki i buły słodkiej by już przed osiemnastą zawitać ponownie w koszalińskich zabudowaniach. Było fajnie mimo skrojenia nas przez Krzysia Ka. sowitą opłatą "z nawiązką" za kilometraż ;) w wysokości calusieńkich kilkunastu złociszy, co zapewne wystarczy na pośledniej jakości płyn do spryskiwaczy.

Pomysł, projekt, wykonanie
Copyright © 2017
by

Na stronie przebywa: 18 Online

Pokaż liste