Copyright © 2011-2024 by - +48 696 137 257

Rozbiegany Koszalin

Data wpisu: 24 czerwca 2013r., 15:32
Ostatnie zmiany: 24 czerwca 2013r., 15:32
Autor: Rafał Groński

Relacja: Lębork - maraton na debiut!

3.49.35 Zrobiłem to!!! Taki okrzyk wydałem na mecie, zrobiłem pirueta w powietrzu i … i kilkanaście minut później podłączyli mnie do kroplówki…

Maraton. Marzyłem o tym od czasu jak zainteresowałem się lekką atletyką jako dziecko. Potem jako nastolatek 3 razy biegłem Półmaraton Wenedów, ale potem praca, dzieci, normalne życie. Jednak marzenie gdzieś przetrwało. Dwa lata temu założyłem się z Robertem B., kolega z pracy, że pokonam go w Biegu Wenedów (Robert trochę biegał). Pod koniec zimy 2012 wyskoczyłem potrenować, ale 200m od bramy nie mogłem oddychać. O nie, tak to nie mogło być. Wziąłem się za siebie. Przegrałem z nim Bieg Wenedów, ale zacząłem biegać. Potem była Nocna Ściema i mimo słabego występu, miesięcznej kontuzji po niej, zakiełkowała myśl, a może tak maraton.

Od pierwszego stycznia 2013 zacząłem treningi. Znalazłem jakiś schemat w internecie, obciąłem jeden dzień, dodałem coś od Danielsa (moja biblia przez ostatnie pół roku) i wbrew wszelkim bólom, kontuzjom, obowiązkom - realizowałem plan.

Lębork. Plan 5.20-5.30 na km. Po 2 km średnia 5.09, Robert odjechał, jak zwykle, tempo dla niego za słabe, a ma taki dobry pulsometr z wszystkimi funkcjami. Trudno. Przykleiłem się do Pana Mirka z Wałcza. To jego 15 albo szesnasty maraton w Lęborku. Pogadaliśmy, usłyszałem kilka rad: „wyrzuć tę rozpiskę, patrz jak noga podaje”, „po co mi zegarek”, „maraton rozpoczyna się na 35kilometrze(nigdy nie biegłem na treningu więcej niż 30km!)”, ale najlepszy tekst to był następujący „to jeden z najtrudniejszych maratonów w Polsce” – i mówi to gość co ma 60 lat i nieskończoną ilość maratonów. Ale trzymam się Pana Mirka. To on mnie zachęca, ucina kwestie czy dobiegnę, wspiera. Doganiamy grupkę, z którą tworzymy przez prawie 30km zwarty team, zebrało się 7-8 osób a ton nadawała Pani Jola, czwarty maraton w tym roku. W połowie średnia 5.16/km (tyle co na Ściemie, ale wtedy to był półmaraton!)ciągle z góry albo pod górę, prawie zero płaskiego terenu, ale biegło się świetnie, żarty, wspólne spowolnienia przy wodopojach, świetny humor i świetne samopoczucie. Tak było do 30km, wyszło słońce, ale nie dla mnie. Potem grupa zaczęła się rwać. Na 32 sam zacząłem się rwać. To nie było miłe, ale znowu Pan Mirek, zwalniał i zachęcał! Potem ja zwalniałem, ale tylko mi się wydawało, że jest po kryzysie. Na 35 się zaczęło. Niektórzy zawodnicy siedzieli na poboczu zbierając siły. Kogoś zabrała karetka. Pani Jola poszła do przodu i grupa rozciągnęła się, Mirek podciągnął mnie do 38km. Potem to był marszobieg. W czasie marszobiegu, co ciekawe, to głównie ja wyprzedzałem, choć myślałem, że teraz mnie będą połykać. Na 40km coś się zaczęło dziać z rękami. Od pachwin do palców i z powrotem czułem jakby chodziły mrówki. Przeraziłem się, tak blisko, a tu jakieś odrętwienia. Jednak dobiegłem, domarszobiegłem. Napis meta wywołał u mnie euforię. Byłem szczęśliwy, byłem radosny, byłem zrealizowany. I wyczerpany, jak się potem dowiedziałem odwodniony, a górne ciśnienie 70, co zadecydowało, że dostałem kroplówkę. Robert przybiegł prawie 7 minut przede mną, też miał problemy na końcówce, cóż pierwszy maraton. Oczywiście na mecie poza Robertem, podbiega Pan Mirek i pierwszy gratuluje. Dziękuję Panie Mirosławie, bez tego wsparcia nie wiem czy wszystko by się tak szczęśliwie skończyło.

Organizacja. Słyszałem różne opinie, ale ja złego słowa nie powiem. Depozyt, wszystko zostawiłem i zastałem jak zostawiłem, bez żadnych numerków. Napoje: woda i izostar co 5km, ale to małe piwo, prawdziwa rewelacja to gąbki prawie po każdym wodopoju zamoczone w zimnej wodzie. Nie było chipów, ale co 10km, słyszałem jak ktoś wykrzykiwał mój numer do jednego z sędziów. Zresztą wynik zgadzał się z zegarkiem. Kawa, grochówka, kiełbasa OK, talon na piwo oddaliśmy miejscowej „elicie” prawie nas całowali za to po nogach. Prawdziwa atrakcja, to był masaż, ponad 10 minut, dla każdego chętnego. Za masaż organizatorzy dostają szóstkę. No i pomoc medyczna, ktoś zauważył, że dziwnie siedzę i na siłę zaprowadził mnie do szpitala polowego, a tam pielęgniarki podały mi kroplówkę i nie chciały puścić zanim się upewniły, ze wszystko jest OK. Można się czepić, że prysznice były daleko, ale kto w centrum buduje szkoły z prysznicami? Troszkę może pachniało miniona epoką, ale dla mnie maraton był dobrze zorganizowany. Pakiet startowy skromny, ale po co mi jakieś gadgety, grunt to talony, woda, koszulka na pamiątkę, po co więcej.

Maraton. Ledwo się ruszam, ale kocham ten sport.

Pomysł, projekt, wykonanie
Copyright © 2017
by

Na stronie przebywa: 30 Online

Pokaż liste