cze 08 |
| ID#20140608-2 |
Data wpisu: 8 czerwca 2014 r., 22:15
Ostatnie zmiany: 8 czerwca 2014 r., 22:15
Autor: SFX
Relacja: I Dycha nad Regą w Świdwinie... po "urlopie" :)
Jak zawsze, wtedy gdy tylko możemy mamy dla Was kilka zdjęć w NASZEJ GALERII. Zapraszmy do nadsyłania innych.
Ale do rzeczy...
Świdwin to miasto, które znam dość dobrze... może nie z nazw ulic, ale z racji dawniej częstego jego nawiedzania :). Więc i łatwo było zorientować się, jak będzie przebiegała przyszła trasa planowanego biegu... lecz decyzja o wizycie pozostawiona została do ostatniego momentu.
Po konsultacjach z Darkiem, głównym szefem KB Sprint Świdwin ustaliliśmy, że ostatecznie istnieje możliwość wystartowania bez korzystania z przywilejów uczestników - czyli przede wszystkim koszulki oraz medalu. Ta perspektywa była dla mnie całkiem miłą, tym bardziej że od dawna nie kolekcjonuję już tego typu pamiątek :). Cieszyło mnie więc to, że mimo "zapisu" na ostatni moment udało mi się stać uczestnikiem tego biegu.
Do Świdwina udałem się już dzień wcześniej, by od rana rozpocząć przygotowania nie tyle do samego biegu, lecz do biegu samego w sobie :). Bardziej wyjaśniając okrasiłem arenę zmagań kilkoma elementami związanymi z BIEGNIJMY.pl. Myślę, że może stać się to początkiem dłuuugiej współpracy na linii Koszalin-Świdwin!
Przygotowania zakończyliśmy, wraz oczywiście z ekipą techniczną ze Świdwina, około 13.10, kiedy to wyruszyłem na pełne rozpoznanie trasy, po drodze nawiązując sympatyczny kontakt z policjantem oczekującym na bieg właściwy :). Start sam miał ruszyć o 14.oo, czyli wtedy, gdy słońce dobrze nagrzeje asfalt, a potem emituje on dodatkowe ciepło, które dostarczane jest w ten sam sposób jak w piekarniku z termoobiegiem.
Trasa płaska jak stół... no może nie do końca... z jednym krótkim podbiegiem na początku każdego z trzech okrążeń i długim zbiegiem na prostej kończącej pętlę.
Organizator zapewnił nie tylko fajną trasę, ale i obsługę Straży Pożarnej, która niejednemu uratowała ten bieg. Okazało się bowiem, że asfalt jest nie tylko polany wodą, ale czerwone auto pożarnicze cały czas ją przemierza by na bieżąco niwelować efekt 32 stopni w słońcu :). Co więcej... druga z dużych, czerwonych bryk zapewniała dochładzanie przy pomocy rewelacyjnej kurtyny wodnej... nie w formie mgiełki, lecz solidnego natrysku na każym trzecim kilometrze okrążenia.
Moje plany na bieg były dwojakie... miałem wrażenie, że jestem w stanie uporać się z czasem 42 minut, ale pewnikiem było zejście poniżej 45. Zacząłem zupełnie "na wyczucie", tym badziej że od pewnego czasu dysponuję jedynie zwykłym stoperem na rękę... okazało się jednak, że linię startu/mety po pierwszym okrążeniu minąłem równiutko po 14 minutach. Niestety już wtedy docierały do mnie myśli, że to jest za piękne by było prawdziwe...
Na trasie na szczęście w zmiennych miejscach znaleźli się moi wierni kibice... a przede wszystkim 5-letnia Hania, która krzykiem "tato, tato" dawała sygnał do dalszego podążania szlakiem biegowym. Żonka uwieczniała w tym czasie na elektronicznej kliszy kolejne oznaki mego zmęczenia :).
Od czwartego kilometra zaczęła się walka z niewiadomo czym :). W zasadzie już od kilku tygodni podczas mojego swobodnego bieganka zastanawiałem się, czy to nogi dają znać o zmęczeniu, czy też układ oddechowy powoduje odczucie "końca możliwości" :). Myślę, że jest pół na pół. Biegłem więc dalej, wychodząc z założenia że im szybciej ukończę, tym będzie przyjemniej.
Drugie okrążenie ku mojemu zaskoczeniu nie było strasznie powolne, bo zakończyło się po 14 minutach i 15 sekundach... wszak już było lekko wolniej, ale wciąż w granicach planowanego wyniku. W międzyczasie wyprzedzałem kolejnych mniej chętnych do pozostawania w początkowym tempie :). Na trzecie okrążenie wbiegłem już dość ospale, myśląc raczej o zwolnieniu niż utrzymywaniu tempa. W punkcie z wodą po raz ostatni wylałem kubek na głowę i ruszyłem na końcowe odliczanie do mety.
Udało się minąć kolejnych biegaczy, a przede mną wyrosło oznaczenie dziewiątego kilometra. Pozostało już więc tylko 500 metrów do "natrysku" i kolejne tyle do mety. Znalazłem się na niej po 14'10" od rozpoczęcia ostatniego kółka, łącznie wytwarzając czas 42'26" netto.
Całość zakończyła się na dziedzińcu zamku w Świdwinie, gdzie udało mi się w trakcie losowania otrzymać miły upominek - książkę obecnego i biegnącego wraz z nami Jurka Skarżyńskiego.
Wszystko to za sprawą prężnie i dość krótko (od października 2013) działającemu KB Sprint Świdwin i stojącemu na jego czele Darkowi Kołakowskiemu... i reszcie chłopaków i dziewczyn, którzy z dużym zapałem realizowali swoje funkcje organizatorskie.
Mogę mieć tylko uwagi... do biegaczy... znowu ścinali na potęgę, choć byli i tacy, którzy tego nie czynili - im gratuluję szczególnie... zważywszy na aurę, która nas otoczyła. Następnym razem Darku - zasieki na zakrętach ;).
Zapraszamy na nasze DARMOWE imprezy biegowe w Koszalinie:
19 CZERWCA - Leśna Piątka 2014 #3/6 - 5 km
12 LIPCA - Kurs na Chełmską 2014 - 5 i 10 km z wyborem "w biegu"
17 LIPCA - Leśna Piątka 2014 #4/6 - 5 km
(...)
08-06-2014 | 23:20:48 | Autor: SFX
No i jeszcze to, o czym zapomniałem... czyli że był to mój faktycznie pierwszy start od "ostrego cięcia"... a plany które przedstawiałem przed nim określały bieg w maratonie w Neubrandenburgu... za tydzień powinny zostać zrealizowane :)
Przypomnę harmonogram (i uzupełniam o dalsze punkty):
6 kwietnia - maraton w Dębnie
8 kwietnia - początek "wakacji"
11 kwietnia - "wycinka w Szczecinie"
20 dni - "laba"
3 maja - "próbka w Rosnowie"
8 czerwca - "generalka w Świdwinie"
13 czerwca - "testy w Szczecinie"
14 czerwca - maraton w Neubrandenburgu
od 23 lub 30 czerwca - 5-tygodniowe "spa/solarium" (jeśli będzie konieczne)
Pomysł, projekt, wykonanie
Copyright © 2017
by