Copyright © 2011-2024 by - +48 696 137 257

Rozbiegany Koszalin 1. poUErun - 20 lat w Unii Europejskiej

Data wpisu: 28 września 2015 r., 21:55
Ostatnie zmiany: 28 września 2015 r., 21:55
Autor: Szymon Polak

Relacja: Bieg 7 Dolin - mistrzostwa Polski w górskim biegu długodystansowym

Bieg 7 Dolin 2015

Bieg na dystansie 100 km, którego start i meta umiejscowiona jest w centrum Krynicy Zdrój na deptaku. Start odbywa się o 3 w nocy. Limit czasu to 17 godzin. Po drodze mamy 6 punktów kontrolnych:

1. Hala Łabowska 22 km,
2. Rytro 36 km,
3. Hala Przehyba 45 km,
4. Piwniczna Zdrój 66 km,
5. Wierchomla Mała 77 km,
6. Bacówka nad Wierchomlą 88 km,
7. Krynica deptak 100 km

Dzień wcześniej spotkanie z kolegami Zbyszkiem i Waldkiem Hibnerem na obowiązkowej odprawie. Odprawa jest małym niewypałem. Odbywa się na miejscowym lodowisku. Nagłośnienie fatalne nic nie słychać. Urywamy się. Szybkie małe piwo w knajpie na deptaku. Omówienie strategii. Założeniem głównym jest ukończyć. Bardziej ambitnym ukończyć poniżej 15 godzin. Założeniem super ambitnym ukończyć w pierwszej setce. Jak dla mnie to ostatnie założenie, biorąc pod uwagę, iż startowali tam czołowi zawodnicy w kraju oraz rangę zdarzenia wręcz nieosiągalne. Wracam do hotelu szykuje sprzęt, który założę po przebudzeniu.

Pobudka około 2.00. Zakładam sprzęt, zabieram żele, batony. Staram się wyeliminować rzeczy zbędne. Z chłopakami umówiony jestem za 15 trzecia przy starcie. Znajdujemy się. Pamiątkowe zdjęcie. Umawiam się z Waldkiem, że początek biegniemy razem, ale bez zobowiązań, każdy swoim rytmem. W bieganiu każdy jest sam ze sobą i swoimi słabościami. Zbyszek biegnie wolniej. Trudno przewidzieć, co się zdarzy na 100 km trasie. Punkt o godzinie 3.00 Start. Noc rozświetlana sznurem biegaczy z czołówkami. Na początku ciasno. Staramy się z Waldkiem nie pogubić. W końcu machamy do siebie, że robimy swoje. Waldek znika. Czuje się na tyle dobrze, że na pierwszym punkcie na Hali Łabowskiej w ogóle się nie zatrzymuje. Mam zapas wody, nie jestem głodny. Szkoda mi czasu. Biegnie się bardzo dobrze. Co chwilę kogoś mijam bez większego trudu. Do Rytra trudny stromy zbieg. Nie potrafię biegać szybko takiej trasy zwłaszcza jeśli nawierzchnia to luźne kamienie. Jeszcze sporo nauki przede mną. Tracę niepotrzebnie czas i siły hamując. Zbieg momentami wolniejszy niż podbiegi. Ostatecznie docieram do Rytra. Zatrzymuje się na krótko. Zostawiam wiatrówkę. Napełniam butelkę izotonikiem, zjadam pomarańczę i dalej bieg. W Rytrze startował po tej samej trasie bieg na 64 km. Kiedy wybiegam z punktu właśnie podjeżdżają autokary z zawodnikami. Za jakiś czas uczestnicy tego biegu jak zające mijają nas na trasie. No cóż mają kilkadziesiąt kilometrów w nogach mniej niż my. Co 10 km staram się jeść żel lub baton. Pogoda była naprawdę świetna w tym roku. Upał nie doskwierał. Pierwszy poważniejszy kryzys pojawił się koło 45 km przy podejściu do schroniska na Hali Przehyba. Jest tam charakterystyczna agrafka gdzie mijają się osoby biegnące do i z schroniska. Mimo osłabienia zmusiłem się żeby dobiec do schroniska. Uzupełnienie izo, jakieś szybkie jedzenie i ruszam dalej. Wybiegając ze zdziwieniem zauważyłem Waldka, który dopiero wbiegał na punkt. Przywitaliśmy się. Za chwilę Waldek mnie dogonił. Zastanawialiśmy się gdzie się minęliśmy, ale chyba na pierwszym punkcie gdzie on się zatrzymał a ja po prostu przebiegłem. Jako, że ja dochodziłem jeszcze do siebie a Waldek czuł się ok pobiegł przodem i straciłem go z oczu. Kryzys dosyć szybko minął i znowu udało mi się przyspieszyć. Znowu bieganie sprawiało radość. W Piwniczej był przepak. Znowu spotkaliśmy się z Waldkiem. Kiedy ja wbiegałem on wychodził z punktu. Zostawiłem tam czołówkę. Zabrałem z worka kilka żeli. Uzupełniłem płyny wziąłem do ręki jakieś jedzenie i ruszyłem dalej. Niestety kolejne kilometry były dla mnie bardzo trudne - ciągłe strome podejścia. Waldek i Zbyszek dzień wcześniej opowiadali mi, że to bardzo uciążliwy fragment trasy. Właściwie po ich pokonaniu nie miałem siły biec nawet na z górki. Po prostu zmuszałem się żeby chociaż truchtać. Nic nie pomagało, żele, batony… .Właściwie to prawie 20 km takich męczarni. Myślę, ze tam straciłem 20-30 pozycji. Dopiero pod koniec, przed samą Bacówka nad Wierchomlą zacząłem odzyskiwać siły. Może to też bliskość mety sprawiła, że ostatnie 15 km znowu udało się zmobilizować. W pewnym momencie, był kilkukilometrowy zbieg do Krynicy. Tam już naprawdę nie było się nad czym zastanawiać, znowu mogłem mijać innych zawodników. Jeszcze miałem szansę zmieścić się w 13 godzinach, co też motywowało do działania. Sama końcówka bardzo przyjemna z wbiegnięciem na pełen kibiców deptak w Krynicy. Na mecie czekał na mnie Waldek, który zakończył rywalizację 40 minut wcześniej. Generalnie wszystkie założenia wykonane, łącznie z tymi najambitniejszymi. Organizacyjnie trudno coś zarzucić. Festiwal biegowy w Krynicy to jednak precyzyjna maszyna. Brakowało mi trochę na punktach coli, ale w sumie mogłem sobie ją zapewnić na przepakach.

Pomysł, projekt, wykonanie
Copyright © 2017
by

Na stronie przebywa: 16 Online

Pokaż liste